1 lipca miałam przyjemność prowadzić ślub w plenerze Hani i Piotra. Państwo Młodzi postanowili podzielić się z Wami swoją historią poznania.
Hania i Piotr poznali się w 2009 roku, na
pierwszym roku studiów. Ona studiowała historię nauczycielską, on kulturę i
myśl polityczną. Mogliby się wcale nie spotkać, na szczęście zostali
przydzieleni do tej samej grupy z lektoratu języka angielskiego. Podczas zajęć
jeden z chłopców wpadł Hani w oko. I nie, to nie był Piotr! Chociaż przez długi
czas Hania myślała, że to był właśnie on.
Początkowo nic nie zapowiadało długiej
znajomości. Jednego razu, gdy trwało kolokwium i zarówno Piotr jak i Hania,
skończyli nieco wcześniej niż reszta grupy, ona próbowała dopytać go o pewne
zadania i wysłać odpowiedzi SMS-em koleżankom, które były gorzej przygotowane i nadal
siedziały w środku, głowiąc się nad zadaniami. Piotr przyznaje, że odpowiadał
wtedy dość obcesowo, niechętnie wskazując, że "ostry" to po angielsku
"sharp".
Kiedy nasza Para miała okazję spotkać się
ponownie? Na imprezie w akademiku
Babilon. Tam też się lepiej poznali i wymienili numerami telefonów. Piotrek
wymyślił wtedy, że potrzebuje jej numeru pod pretekstem wymiany notatek z zajęć, co
oczywiście zadziałało znakomicie.
9 stycznia, dzień po imprezie. A tym
razem, jak to wyglądało?
Oczywiście, Hania nie mogła się na niczym
skupić w pracy. Co sekundę sprawdzała telefon, czy nie
przyszedł SMS... Ten złośliwie milczał, a ona rozmyślała o minionej nocy...
W godzinach późno popołudniowych, kiedy straciła już nadzieję, przyszedł on!
SMS! Z zapytaniem, czy się spotkają. I tak, spotkali się następnego dnia w knajpie, której
nazwy obydwoje nie pamiętają. Hania wspomina, że miejsce to było niesamowicie
dziwne, a kawa kosztowała tam złotówkę! Przyznaje, że to była najtańsza i
jednocześnie najlepsza kawa, jaką kiedykolwiek piła. Oczywiście, nie pamięta
jej smaku, ale wie, że była najlepsza. Piotr za to twierdzi zupełnie inaczej.
Pozwolę sobie zacytować: „Była oczywiście obrzydliwa, ale nie obciążała
studenckiego portfela. Zresztą, był to chyba pierwszy raz w życiu, gdy wypiłem
całą filiżankę kawy.” O czym
rozmawiali podczas tej kawy? Hania nie pamięta, ale wie, że było bardzo miło...
Na kolejną randkę Hania zabrała ze sobą trzygodzinny dramat wojenny. Tak, proszę Państwa, tak było. I teraz, cytując
Hanię: „Wydawało mi się, że skoro historyk... to film wojenny będzie dobry. W końcu
raz go już widziałam i końcówka była rewelacyjna! Początku nie pamiętam, bo mi
się przysnęło, ale końcówka była dobra! Byłam wtedy ubrana w jeansy, czarny
golf i czarną tunikę. Do dzisiaj jest mi wypominany ten wieczór! Zupełnie nie
rozumiem dlaczego.”
Jak na prawdziwych studentów przystało, ukrywali się przez jakiś czas na uczelni, aby nikt o nich nie
wiedział. Potem stało się to zabawne i ludzie zaczęli dostrzegać, że coś ich
łączy i podpytywać, czy są razem. Piotr powiedział mi na ten temat coś
więcej: „Na wykładach nie siadaliśmy koło siebie. Nikt ze znajomych przez
pierwszych kilka tygodni o niczym nie wiedział. Czasem trochę mnie to
niepokoiło. W trakcie najnudniejszych zajęć z całych pięciu lat studiów, czyli
na prahistorii, nie mogłem oderwać od niej wzroku, a ona uporczywie wpatrywała
się to w prowadzącego, to w zeszyt, to błądziła wzrokiem po sali - gdy
napotkała moje oczy, natychmiast się odwracała. Marginesy jej notatnika były
wypełnione rysowanymi z nudów kwiatami.”
Na zakończenie, Hania dodała, że przez
ładnych parę lat koleżanki dręczyły ją pytaniami: „Hania, a czy to jest ten?”,
„Hania, a czy Ty jesteś pewna, że to ten?”, „Hania, a skąd wiesz, że to ten?” Na każde z tych pytań odpowiadała, że nie wie, bo co to za "ten" i skąd miała wiedzieć, że to "ten"? Ale dzisiaj już wie, to ten. :)
A jak swoją opowieść zakończył Piotr? „I
tak, krok po kroku, ten cement sechł.” Z tym Państwa pozostawimy. :)
zdjęcia: Tomasz Mikurda Videolook